sobota, 1 września 2012

O szczęściu i szynce

Tydzień temu czułem narastające rozdrażnienie. Czułem nawet złość, która jednak minęła po kilku dniach.

Nazywam się ██████ i jestem alkoholikiem. 

Już przez to moje uczucia i emocje zmieniają się dosyć szybko. Po złości nie zostało nawet śladu. Tydzień minął bardzo spokojnie. Wydarzył się wprawdzie nieprzyjemny incydent, jednak nie miał specjalnego wpływu na moje emocje. Nawet jeśli, to po za żalem i zawodem nie czułem nic wobec niesolidnego banku, w którym kilka lat temu brałem kredyt. Właściwie to brałem ten kredyt wespół z bratem. Gdy osiągnął wymaganą przez bank zdolność kredytową bank wykreślił mnie z listy dłużników, jednak nie zaktualizował danych w BIKu, co teraz, po czterech latach nadal figuruje jako moje zobowiązanie i uniemożliwia mi zaciągnięcie kredytu na własny dom. Co ciekawe, nie złoszczę się, nie popadam w przygnębienie. Jestem bardzo spokojny i wierzę, że z pomocą G., który jest naszym niezawodnym doradcą finansowym, wszystko się wyjaśni. Mam tylko żal, że z powodu czyjejś niechlujności, przedłużają się procedury i ciągle nie mogę poczuć się wreszcie dumnym posiadaczem nowego mieszkania. Gdy uda mi się sfinalizować wszystkie formalności, zlikwiduję konto w tym beznadziejnym mBanku. Banda amatorów i nierobów. Nie poprzestanę tylko na tym, ale na razie potrzebuję spokoju.

Spokój otacza mnie niewidzialnym szalem, osłania mnie jak nieprzemakalny płaszcz. Ostatnie dni sprawiły, że zacząłem myśleć o czymś bardzo ważnym – o moim szczęściu. Mam wrażenie, że zawsze chciałem być szczęśliwy, myślałem o szczęściu, jednak nie udawało mi się go doświadczyć. Zdarzały się wesołe i przyjemne chwile, ale czy czułem się naprawdę szczęśliwy, tego nie mogę powiedzieć. Może byłem szczęśliwy, ale tego już nie pamiętam. Wiem za to, że zawsze byłem spragniony uczucia szczęścia. Miałem żonę, przyjaciół, podróżowałem, doświadczałem przyjemności, kochałem i oddawałem się namiętnościom, ale czy czułem się w tym szczęśliwy? Tego nie wiem.

Dziś czuję, że szczęście, za którym tak długo wypatrywałem oczy wreszcie do mnie przyszło. To wyjątkowe uczucie nie jest łatwe do opisania, ale chcąc uchwycić jego istotę w najprostszy sposób, można powiedzieć, że mam wrażenie, że jestem we właściwym miejscu. Widok żony i córki napełnia mnie poczuciem bezpieczeństwa, daje odwagę i siłę. Wiem jak do tego doszło i wiem co mam robić. Co ważniejsze, nie tylko znam swoje obowiązki, ale wykonywanie ich sprawia mi radość. Wiem co chcę dalej robić i mam plan, może nie do końca idealny, ale realistyczny. Nie mam już myśli samobójczych, moje życie nie jest mi już obojętne. To, co się stanie jutro, ma dla mnie bardzo duże znaczenie. 

Dziś miał miejsce pierwszy poważny test mojej woli, a przede wszystkim zdolności radzenia sobie z głodem alkoholowym. Byliśmy na weselu znajomych. Od kilku tygodni co jakiś czas myślałem o tym dniu, nie balem się go, ale nie wiedziałem, co mnie spotka. Jak się łatwo domyśleć, goście siedzący przy stołach chętnie raczyli się winem i wódką. Nie znałem zbyt wielu osób na przyjęciu i może to był właśnie powód, dla którego nikt nie zaproponował mi wódki, a może widzieli, że zajmuję się małym dzieckiem i nikomu nawet przez głowę nie przeszło, aby mnie częstować. Ważne, że ani przez chwilę nie zapragnąłem napić się, a wszelkie możliwe chęci na spróbowanie rozwiązałem w dosyć zabawny sposób. Nie wiem, czy wspominałem o tym, że oboje z D. nie jemy mięsa. Wegetarianizm pojawił się u nas w domu w dniu, w którym jego progi przekroczyła D. Chętnie przyłączyłem się do jej klubu i chwalę sobie bardzo tę decyzję. Mała B. nie ma za bardzo wyboru w sprawie mięsa. 


 
No więc pomyślałem, że jeśli miąłbym się złamać, jeśli miałbym zakosztować zakazanego owocu, to niech nim będzie właśnie mięso – wędlina, albo jakaś fajna kiełbasa. Dzięki temu, przez chwilę nawet nie zainteresowałem się gołdą. Mam nadzieję, że obecność alkoholu nie zaszkodziła mi, był to bowiem pierwszy raz, kiedy od momentu zaprzestania picia byłem na imprezie. Do tej pory skutecznie unikałem niepotrzebnego ryzyka, teraz okazało się, że potrafię wytrzymać bez picia. I to całkiem zacne uczucie.

Aha, zapomniałem napisać, że jednak zostałem niewzruszony, nie zjadłem żadnej szynki, kiełbasy, ani kotleta i cieszy mnie to bardzo. Miałem też ochotę zapalić, ale się powstrzymałem. To dobrze, że mam takie bezpieczniki, które uaktywniają się w chwili, gdy pojawia się ryzyko z wiązane z wódką.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz