sobota, 18 sierpnia 2012

Szczęki

Niestety nadal zdarzają mi się niespodziewane ataki złości. Przychodzą nagle, zwykle towarzyszą poczuciu niesprawiedliwości, której doświadczam. Okoliczności wydają się banalne, bo wszystko odbywa się choćby w kuchni w reakcji na jedną uwagę żony, lub wiąże się z zachowaniem córeczki. Spinam się w mgnieniu oka, czuję skurcz ramion, mięśnie na plecach ściąganą mi się, a szczęki zaciskają. Jestem bliski wybuchnięcia, chciałbym cisnąć czymś o podłogę, czy w ścianę. Na pytania odburknę urywanymi słowami. Daję sobie nieco czasu, żeby ochłonąć. Niegdyś takie napady kończyły się rozpijaniem pięści o framugi drzwi lub biciem głową o meble. Teraz zdarzają się znacznie rzadziej i, mam nadzieję, bywają niezauważone. Uspokajam się dosyć szybko, opanowuję sytuację. Pozostaje jednak żal, że coś takiego się zdarzyło, niczym niesprowokowany atak. Nie ma potrzeby, aby moja złość odbijała się na żonie i córce. 

Cztery lata temu postanowiłem skorygować sobie uzębienie. Koledzy śmiali się, że w tym wieku mam podobne zachcianki, jednak obietnica posiadania prostych, zdrowych zębów była silniejsza niż początkowe wątpliwości. Przy okazji wyszło, jak bardzo mam „zjedzone” zęby, pościerane niemal do połowy w wyniku ciągłego zaciskania szczęk. W nocy budziłem się słysząc zgrzytanie swoich zębów. Dziś śpię z szyną – ochraniaczem, mającym zapobiec zniszczeniu odtworzonych za niemałe pieniądze siekaczy i kłów. 

Dosyć, czas się umyć i ogolić. Przed nami poranny spacer z B.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz